poniedziałek, 3 grudnia 2012

In a Paris state of mind

Kilka dni temu wybrałam się do Paryża. Pojechałam, bo po prostu potrzebowałam małej odskoczni od rzeczywistości, a że już od dawna miałam zaproszenie od przyjaciółki Delphiny, czemu nie skorzystać. Poza tym, ostatnio dużo się działo i jakoś potrzebowałam nabrać do wszystkiego dystansu.
Zwiedzanie Paryża jak zawsze rozpoczęliśmy od wieży Eiffela. Wieża jak zawsze wygląda imponująco. Niby "kupa żelastwa", ale za to jak efektownego!
Wśród zielonych drzew wygląda naprawdę super. Można patrzeć i patrzeć... i nigdy się nie na patrzeć!



Duże były kolejki, ale na szczęście w miarę szybko dostaliśmy się do windy i wjechaliśmy na drugie piętro.
Po króciutkim pobycie na drugim pietrze, ustawiliśmy się w kolejce by wjechać na szczyt wieży.
Widoki z każdego poziomu są rewelacyjne.

Będąc wiele razy w Paryżu nigdy nie udało mi się wjechać na sam szczyt, tym razem tak. Raz w życiu trzeba, widok zapiera dech. 
Wiało i było zimno, ale widoki były nie zapomniane. 


W drugi dzień naszego pobytu w mieście miłości udaliśmy się na ciekawy rejs statkiem Bateaux Mouches, z którego było widać wszystkie ważniejsze zabytki wzdłuż Sekwany.



 
Było nieco zimno, ale mogłam w spokoju podziwiać uroki tego miasta.
Przepływając pod jednym z Paryskim mostów, polecono nam zamknąć oczy i wypowiedzieć życzenie. Podobno ma się spełnić :) 
Wracając do domu udaliśmy się na Champs-Élysées gdzie zaczęły się już jarmarki świąteczne. Mrowie ludzi. 
Turyści, tubylcy, ale prawdę mówiąc, nie do końca wiadomo, kto jest kto. Kiedy turysta schowa aparat fotograficzny, można pomylić go z prawdziwym paryżaninem. 
Na samym końcu naszła nas ochota, aby zobaczyć Paryż z Diabelskiego Młyna, którego ustawiono na placu Zgody za obeliskiem z Luksoru.



Naszą przygodę w ostatni dzień rozpoczęliśmy wyprawą na Plac Pigalle i osławione Moulin Rouge.


Postanowiłam, że następnym razem jak będę w Paryżu wybiorę się na spektakl.
Wdrapaliśmy się również na wzgórze Montmartre ciuchcią która wyjeżdża koło Moulin Rouge. 
Jeżeli chodzi o sam Montmartre, to fajnie jest się po prostu powłóczyć po jego licznych uliczkach, nie przejmując się zbytnio mapą. 
Przy odrobinie szczęścia można natknąć się na ukryte, tajemnicze ogródki, dziwne rzeźby, stare księgarnie, cmentarz czy urokliwe winnice. 
W między czasie wypiliśmy po kubku gorącej kawy w kameralnej paryskiej kawiarence na świeżym powietrzu. To nieprawdopodobne, ilu ludzi rozpoczyna tu dzień w ten właśnie sposób.




Później pojechaliśmy metrem pod Luwr gdzie spacerkiem udaliśmy się wzdłuż brzegów Sekwany.

Na samym końcu jak zawsze powłóczyłam się po dzielnicy łacińskiej, ulubionym moim miejscem w Paryżu. Bez konieczności zwiedzenia czegoś konkretnego, dając zaskoczyć się napotkanym miejscom. 
Tym razem będąc w Paryżu zaliczyłam to co nigdy nie udało mi się zrobić. 

Kolorowe ulice Paryża. Zamykam oczy i nadal je widzę. Och, jak, że byłam tam krótko. No, ale na pewno wrócę - coś wymyślę przecież ;) 
Polecam Paryż szczególnie w grudniu – ludzi mniej, chłodniej trochę, jakoś przyjemniej. 



Share:

5 komentarzy

tunaCooking pisze...

z jednej strony nie lubię tego miasta, ale z drugiej cały czas mnie tam ciągnie. Zazdroszczę znajomych, do których można sobie tak po prostu wpaść w takie miejsce :)

Unknown pisze...

Renato,

mimo, że krótki, to nawet taki trzydniowy wyjazd może wprowadzić nas w cudowny nastrój. Uwielbiam takie wypady! Szczególnie, że przy okazji można spotkać się ze znajomymi.

Zazdroszczę Ci przyjaciółki mieszkającej w Paryżu, ale sama nie mogę narzekać, bo mam przyjaciela w Wiedniu, a to także przecudne miasto :)

Pozdrawiam serdecznie,
E.

Unknown pisze...

Ja też tak mam z Paryżem,kocham i nienawidzę,ale zawsze chętnie wracam, majac znajomych jeszcze chetniej,tym bardziej,że czujesz się jak u siebie:)
Pozdrawiam!

Unknown pisze...

Wiem,że mam szczescię...też uwielbiam takie wypady bo człowiek lepiej docenia miejsca będąc krótko:)
W Wiedniu jeszcze nie byłam,kiedyś się zatrzymam jadąc do Polski,słyszałam,że warto:)))
Pozdrawiam!

Olga pisze...

Dla mnie to miasto było wielkim zawodem. nastawiłam się na podziwianie piięknych widoków i miłych ludzi. Niestety, spokał mnie bród, stada gołębi i masa emigrabntów skladających mi mniej lub bardziej niemoralne propozycjei/lub próbójąca wysępic papierosa albo drobne.

Kalejdoskop Renaty