czwartek, 9 marca 2017

Co mnie irytuje we Włoszech ? Refleksje polskich blogerek mieszkających we Włoszech

Każdy, kto mnie zna, wie, jak bardzo kocham Włochy. Włochy dla mnie nie są piękne, ale przepiękne. Włochy słyną ze swojej historii, sztuki, architektury, kuchni, wspaniałej pogody, pięknych krajobrazów, mody i ciepłego charakteru jego mieszkańców. Toskańskich wzgórz. Koloseum. Wina. Błękitnego morza. Mogę tak pisać w nieskończoność.
Każdy słyszał o pięknych Włoszech nawet ci, którzy nigdy nie postawili stopy w tym kraju. Ale jedno jest odwiedzenie Włoch na wakacje. A drugie życie we Włoszech, rzeczywistość jest trochę inna.
Mieszkam we Włoszech od ponad 21 lat. Przyjechałam do Włoch nie dlatego, że chciałam tutaj mieszkać, nie dlatego, że uwielbiałam ten kraj. Nie planowałam emigracji i nawet przez myśl mi wtedy nie przyszło, żeby mieszkać poza Polską. Włochy nagle stały się moim miejscem mojego zamieszkania. Nie był to wyjazd za pracą czy nauką, wyemigrowałam za miłością mojego życia.
Zakochać się we Włoszech nie jest łatwo, gdy poznajesz je od podszewki. Włochy nie miały ze mną łatwo. Nie uwiodły mnie, tak jak to potrafią to zrobić z innymi. Italia urzekła mnie powoli. Powoli urzekło mnie brzmienie języka, bogactwo kultury i piękno tego kraju. Urzekła mnie pogoda, kuchnia i obyczaje. Nie wyobrażam sobie życia poza tym krajem, choć nigdy nie wiadomo gdzie nas życie poniesie. Ale dziś dla odmiany nie o zaletach Italii mam zamiar pisać, dziś dla odmiany mam zamiar napisać o tym, co mnie irytuje we Włoszech. Mimo iż kocham Italię, są jednak rzeczy, które do tej pory mi przeszkadzają. W większym lub mniejszym stopniu zawsze jest coś, do czego nie można się przyzwyczaić.
W tym poście chcę wymienić niektóre z codziennych rzeczy, które irytują mnie we Włoszech. Dziś ściągam moje różowe okulary i piszę o tym, co mnie wkurza.
W końcu mieszkam w tym kraju 21 lat i myślę, że mam do tego prawo.
Nie chciałam o tym pisać sama, więc zaprosiłam do wpisu kilka blogerek, które mieszają we Włoszech już kilka lat.

Sabina - autorka bloga Ratunku Italia , mieszka we Włoszech od 6 lat

Jest parę rzeczy, które mnie, mieszkankę Włoszech od lat pięciu, nieustannie irytują, ale jedna szczególnie. Jest nią nieprzestrzeganie zasad. Tak, Włosi mają za nic obowiązujące zasady, co widać zwłaszcza na ulicach miast. Parkują samochody, gdzie popadnie i nie obchodzi ich, że tego nie wolno. Rozmawiają w tychże autach przez komórki, chociaż jest to bardzo niebezpieczne, a kiedy drugi kierowca zwróci im uwagę, reagują agresywnie. Palą papierosy wszędzie i nie omijają nawet wejścia do szpitala czy szkoły. Przechodzą na ulicy nie dość, że na czerwonym świetle, to jeszcze tam, gdzie jest pełno aut, np. na rondzie i ciężko im wytłumaczyć, że mogą spowodować wypadek. Nic to, bo robią to, co uważają za stosowne, a na każde upomnienie są w stanie pogrozić palcem (i nie tylko).

Inną rzeczą, która we Włoszech doprowadza mnie do szewskiej pasji jest mania strajkowania. Włosi uwielbiają strajkować, ale nigdy nie robią tego w dni, gdy pokazywane są mecze, jeszcze tego by brakowało. W Genui, gdzie mieszkam, bardzo często strajkuje komunikacja miejsa, którą co prawda się nie poruszam, no chyba że mam pilną potrzebę i właśnie wtedy musi być strajk. Przedszkole mojej córeczki też przepada za strajkami i odbywają się one tutaj regularnie, ku utrapieniu rodziców. Urzędy też czasem robią sobie wolne, bo przecież nie można się przepracować, a strajk to dobra okazja, by odpocząć. I tak w kółko niestety. Nie można na to nic poradzić, trzeba się przyzwyczaić :).

Jednak najbardzej irytującą rzeczą jest włoska biurokracja. Omijam ją szerokim łukiem, lecz bywa, że sama się o mnie upomina, więc muszę się z nią jakoś uporać. Gdyby nie to, że do urzędów zabieram męża, niejednokrotnie bym wyszła z siebie i stanęła obok, lecz mąż pomaga mi przetrwać starcie z włoską biurokracją. Tysiące papierków, jeszcze więcej podpisów, niezrozumiałe przepisy powodują, że papierkowe sprawy irytują mnie najbardziej. Kocham Italię, ale to chyba normalne, że są rzeczy, które mnie w niej irytują. Nie ma miejsc idealnych, lecz najważniejsze jest to, by zaakceptować to, co nam się nie podoba, a emigracja wcale nie będzie taka trudna.

Marzena - autorka bloga La mia Lombardia, mieszka we Włoszech od ponad 4 lat, prawie 5 lat

Na hasło "co mnie najbardziej irytuje we Włoszech?" w mojej głowie rozpętała się prawdziwa burza z piorunami. Im dłużej tu mieszkam, tym więcej rzeczy/zachowań mnie drażni. Jest ich cała masa i nie potrafiąc zdecydować się na jedną jedyną załączam moje TOP5 (które spokojnie mogłoby przekształcić się w TOP50):
1) słaba znajomość języków obcych. Póki sama nie nauczyłam się włoskiego, mogłam porozmawiać z 2-3 osobami. Absurd. A do tego ta piękna włoska wymowa, przez która czasami ciężko jest się przebić, żeby cokolwiek zrozumieć. I nieśmiertelny dubbing w kinach. Brr...
2) chaos na drogach. Wjechanie na rondo jest dla mnie do dziś wielkim wyzwaniem, bo Włosi nie wiedzą co to kierunkowskaz. Parkowanie to magia a auto można zostawić gdzie się chce - na rondzie, na pasach czy po prostu na środku ulicy. Światła awaryjne są przecież od tego, nieprawda?
3) spóźnialstwo i brak organizacji. Godzinne spóźnienie to nic. Czy ktoś ma za nie przepraszać? Albo się tym przejmować? Przecież nic się nie stało...A te maile które czekają na odpowiedź od zeszłej środy? Poczekają. Nikomu się przecież nigdzie nie spieszy...
4) słaba znajomość geografii/historii Europy. Nie znają stolic, nie potrafią umiejscowić na mapie państw, nie wiedzą kto jest w UE. A Polska to już totalna zagadka. Nie mamy ani morza, ani gór. A Bałtyckie to jest jezioro. Nie wspominajmy już o II wojnie światowej czy obecnej polityce. Jedna wielka niewiadoma. Ale wszyscy chcą jechać do Auschwitz!
5) mammoni. Mamma to najważniejsza osoba na świecie. Ubierze, upierze, uprasuje, przygotuje śniadanko, podwieczorek, obiad, kolacje, posprząta...a może i znajdzie i dziewczynę?
Da pieniądze na wyjście do baru i na romantyczną kolację? Istna plaga!

Kasia autorka bloga Dom z Kamienia, mieszka we Włoszech od prawie 4 lat

Osobie takiej jak ja, która nie przyjechała do Italii w poszukiwaniu pracy czy za ukochanym, a jedynie z czystej miłości do tego kraju trudno jest pisać o tym, co się tutaj nie podoba, co irytuje, co drażni. Mogłabym powtórzyć za większością utarte slogany: biurokracja, opieszałość, powolność, ecc.. ecc.. Ale szczerze mówiąc przyjechałam tu w pełni świadoma tych wad, świadoma tego co nie działa tak jak powinno, świadoma sytuacji politycznej i ekonomicznej. To ja uczę się teraz od Włochów wyzbycia pośpiechu, bo patrząc na nich widzę, że tak jest lepiej, zdrowiej, staram się nie spinać, nie przejmować tym na co nie mam wpływu. Złoszczę się na siebie samą, że jeszcze wiele w tej kwestii mi brakuje. Na początku mojej emigracji (to słowo nie dla mnie) wszyscy mówili - "pomieszkasz chwilę, zakochanie szybko minie. Co innego wakacje, a co innego życie tu". Dziś po czterech latach życia na toskańskiej prowincji zaręczam, że nigdy nie zmieniłabym mojej decyzji. Każdego dnia budzę się z myślą - jak dobrze, że się odważyłam.
Chyba jest tylko jedna rzecz, która zadrą siedzi głęboko, ale nawet nie wiem czy złościć się na Italię, na system, czy też na Europę? Boli mnie fakt, że jako obywatel Unii mam o wiele bardziej ograniczone prawa niż przybywający ze wszech stron uchodźcy. Na szczęście żyję w małym miasteczku, więc problem nie przybrał jeszcze gigantycznych rozmiarów, ale patrząc na to co się dzieje za płotem... strach się bać i trochę przykro. I tak jak wspominałam wcześniej - nie można mieć żalu do Włochów, bo to oni najczęściej dziwią się tym jak bardzo świat wypełnił się paradoksami. Być może wsadzę kij w mrowisko, ale jak ma być szczerze, od serca to niech będzie.

Ewa - autorka bloga Kartka z Kalendarza, mieszka we Włoszech od prawie 11 lat

Co mnie we Włoszech irytuje?
Tak najbardziej to chyba ich złożona mentalność. Włosi zawsze, ale to zawsze mają na wszystko czas - praktycznie nigdy im się nie spieszy, oprócz momentów gdy są spóźnieni na ważne spotkanie, do pracy czy do lekarza i wtedy gnają samochodem na złamanie karku, w głębokim poważaniu mając wszelkie przepis kodeksu drogowego. No przecież jak się człowiek spieszy to wszystko mu wolno, by ‘’zaoszczędzić’’ 2 minuty zablokuję ulicę na 5, ewentualnie pojadę 100 metrów pod prąd. Na drogach Italii nie ma rzeczy niemożliwych, zwłaszcza jeśli mowa o parkowaniu.

Umawianie się z nimi to prawdziwa katorga, a ich specyficzne pojmowanie punktualności niekiedy przyprawia o ból głowy. Nasi włoscy goście weselni, z nieudawaną dumą, opowiadają jak to udało im się nie spóźnić na nasz ślub. Jak zapewniają byli punkt 17:15. Szkoda tylko, że uroczystość zaczęła się kwadrans wcześniej. Ot cała włoska punktualność ;)

Na prędce wspomnę jeszcze biurokrację, bez której życie mieszkańców półwyspu apenińskiego nie byłoby tak kolorowe. Włochy i biurokracja są jak bliźnięta syjamskie. Załatwienie, wydawałoby się formalności, często zależy od niedouczenia urzędnika państwowego lub jego subiektywnej interpretacji przepisów prawa, a zdarza się, że urasta i do rangi ‘’mission impossible’’.

Kasia - autorka bloga Włochy od podszewki, mieszka we Włoszech od 28 lat

Kurde, ale fajnie, pomyślałam, kiedy przyjechałam do Włoch. Nikt tutaj niczego ode mnie nie wymaga. Uczę się? Są zadowoleni. Nie uczę się? Też zadowoleni! Tak myślałam dwadzieścia osiem lat temu. Dziś już zupełnie zmieniłam zdanie. Przekonałam się, że we Włoszech przeciętny obywatel ma dużo obowiązków, mało praw. Gdy popracuje na zlecenie dla swojego miasta, to najpierw płaci podatki, a potem, jak pochodzi, to zobaczy swoją pensję... po ponad roku. Jeśli przekroczy prędkość na drodze z ograniczeniem do 50 km/h, to karabinierzy wlepią mu mandat i odpisują punkty z prawa jazdy. Gdy zwraca się do tych samych karabinierów, że ktoś buchnął mu rower, to podśmiewając się pod nosem pytają, co oni mają na to poradzić?

Jak idzie do biura po jakiś papier, który jest mu potrzebny w trybie natychmiastowym, a urzędnik, który ma w gestii wydawanie takich właśnie papierów jest na urlopie, to niech lepiej nie pyta, kto go zastępuje. Jakie zastępuje?

Tu każdy uprawia swój kawałek działki, odtąd, dotąd. A co najgorsze, społeczeństwo nie dochodzi swoich praw. Decyzje wszelkiego typu Pałaców przyjmowane są z uległością godną chłopów pańszczyźnianych. Nie irytuj się, przynajmniej jesteś żywa – mawia moja koleżanka.

A co mnie irytuje?

Wiele rzeczy moje koleżanki już wymieniły. Nie będę się powtarzać. 
Jestem zdania, że do niektórych rzeczy, po wielu latach zamieszkania można się przyzwyczaić. 
Przyzwyczaiłam się do ich braku punktualności (choć byłam bardzo punktualna - teraz juz mniej), do ich jazdy  (potrafię się przyznać: samej zdarza mi się, nie włączyć kierunkowskazu, gdy skręcam). 
Przyzwyczaiłam się do mammoni (całe szczęście mój mąż taki nie jest),  ale nie przyzwyczaję się do matek, które bronią swoich synów, nawet gdy syn ukradł, zamordował itp. 
Bronią do upadłego, zamiast kazać im wziąć odpowiedzialność za własne czyny. 
Nie przywyknę do zamordowanych kobiet. 
Złości mnie, że z czarnej kroniki, z wypadków, z morderstw, robi się cyrk w telewizji!!! 

Nie przyzwyczaję się do korupcji. Jeśli nie wiecie, to Włochy na świecie pobija tylko Rumunia i Bułgaria. Włochy znajdują się na trzecim miejscu. 
Nie ma co do tego wątpliwości. Ci, którzy czytają codzienne włoskie gazet, wiedzą, że raz dziennie czyta się o jakimś skandalu. Korupcja przybrała wiele form i bierze udział w wielu dziedzinach życia publicznego. Wszyscy wiemy, że podatki są płacone w celu świadczenia usług publicznych. Stawka podatku we Włoszech jest jednym z najwyższych w Europie, a jednocześnie usługi są bardzo słabe. 
Na co dzień politycy są oskarżani wykorzystaniem publicznych pieniędzy. Wydają je na wakacje, na prezenty dla swoich żon, kochanek i na prostytutki. 
W każdym kraju ludzie mają tendencję do oczerniania polityków i jest to powszechne na całym świecie, ale we Włoszech skorumpowany polityk to naprawdę plaga. 
Nie wiem dlaczego, ale polityka włoska jest tak przerażająca i szokująca od wieków. 
Naprawdę ciężko zrozumieć, jak to wszystko działa we Włoszech. I nie mówię tu tylko o politykach, którzy wypełniają Palazzo Chigi, Montecitorio i Palazzo Madama, ale śmieszną kwotę pieniędzy, które zarabiają co miesiąc. Co najbardziej doprowadza mnie do furii, to fakt, że Włosi to akceptują. Nic się nie robi w tym kierunku! 
W przekonaniu przeciętnego Włocha, nic się nie zmieni. Marudzą na politykę, ale nie idą głosować. 

Za korupcją idzie kolejny punkt włoskiego sposobu życia: raccomandati i raccomandanti. Włoski rynek pracy nadal tkwi z tym problemem gerontokracji. 
We Włoszech wszystko działa na zasadzie „czy jesteś kimś”, a jeśli nie znasz nikogo ważnego, masz pecha i małą szansę, aby dostać dobrą pracę. 
Nie będę opisywać pozycji kobiet we włoskim rynku pracy. Za dużo do pisania. 
Nie wspomnę włoskiego bezrobocia. Młodzi włosi uciekają i chyba nikt im się nie dziwi. Wykształconych nie brakuje, pracy tak. 

Czasem irytuje mnie, że Włosi czują się lepsi jeden od drugiego, a szczególnie od innych nacji. Pewien rodzaj megalomanii narodowej. 
Ok, mieszkają w jednym z najpiękniejszych krajów na świecie. Nie zwiedziłam całego świata, ale w 33 krajach już byłam. Coś mogę na ten temat powiedzieć, ale ta ich pewność czasem mnie dobija. 
Są bardzo świadomi swoich wad, tego nie można im odmówić, ale w sprawie kuchni, kawy, bidetu ich nie przegadasz. Nawet jeśli bidet został wynaleziony we Francji. 
Z cech, które denerwują mnie najbardziej to obiecywanie i niewywiązywanie się z obietnic. Niskie poczucie odpowiedzialności za coś, do czego się zobowiązali. 
Taki „luz” jest strasznie denerwujący, zwłaszcza w sprawach formalnych. 

Denerwuje mnie też, że niektórzy strasznie klną i wyładowują swoją złość w ten sposób, nawet jak im się nie powiedzie jakaś mała rzecz. 

Pewnie nie można generalizować, bo znam tylko kilkadziesiąt osób na kilka milionów Włochów, ale może jednak coś w tym jest.

Spodobał Ci się tekst? Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

Pozdrawiam


Renata


 
Share:

14 komentarzy

Sabina T.P. pisze...

Bardzo fajny wpis, każda z dziewczyn napisała o czymś innym, a Twój dopisek jest dopełnieniem wpisu. Dzięki za współpracę i zawsze chętna do zabawy :).

Unknown pisze...

Nic dodac, nic ujac...
Zeby dobrze sie tu czuc, trzeba nerwy schowac do kieszeni, wyluzowac i przestac sie spieszyc. Jak mowia "makarony", piano..piano. I maja racje.Jutro tez jest dzien.

Kasia pisze...

Jest jeszcze jedna istotna kwestia- Wlochy polnocne, srodkowe, poludniowe.... Mentalnosc ludzi z polnocy a z poludnia jest diametralnie inna, wrzucajac wszystkich do jdnego worka tworzy sie niepotrzebny i falszywy stereotyp... Mieszkajac na polnocy moge powiedziec, ze o jakims spoznianiu nie ma mowy... Wszyscy jak zegarki szwajcarskie...

Agnieszka Zielińska pisze...

Doświadczyłam niektórych wad Włochów na własnej skórze, będąc niedawno na Sycylii. Pozdrawiam:)

Unknown pisze...

Zgadzam się z wieloma rzeczami, o ktorych piszecie. Mieszkajac na polnocy Wloch nie odczuwam jednak tej dezorganizacji. Przyznaje ze to wloskie zycie na Pólnocy jest bardziej zorganizowane od mojej przeszlej polskiej rutyny. Mnie irytuje brak miejsc pracy i fakt jak slabe perspektywy zycia we wlasnym kraju maja mlodzi Wlosi. pracuja duzo, placa za zycie ktore Nie kosztuja male i ile z tego zostaje dla nich?

Magda pisze...

Mam tam rodzinę i o każdym z tych elementow slyszalam elaboraty. Jakbym miala wskazac najgorsze, to chyba mamma jako tesciowa. Ale chyba na rowni z brakiem pracy dla mlodych.

Anonimowy pisze...

Fragment o bidecie mnie powalił :) Ale fakt, dziś kiedy wracam na trochę do PL, zwykle w hotelach tego bidetu nie ma, i mi go brak.
Biurokracja jaka jest, wiem, nie ma sensu się nad tym rozwodzić, bo aż się ciśnienie podnosi.
Doppia fila, tripla fila już nikogo nie dziwi, a i parkingowi (abusivi:)) mają odwagę do strajków!
A jednak, mimo to, że się spóźniają, że podatki takie wysokie i, że w ogóle myślą, że są najlepsi na świecie, to i tak nie zamieniłabym mojej Catanii na nic innego.
Pozdrawiam!

Unknown pisze...

Bardzo ciekawy wpis, czytałam z zapartym tchem, bo moja córka mieszka w tym kraju. Pozdrawiam serdecznie :)).

Unknown pisze...

Super blog , super przemyslenia i komentarze :-) Complimenti :-)

Lucy pisze...

15 lat we Włoszech i wszystko prawda...jest jeszcze dużo innych spraw o których można by pisać. Może następnym razem...
Chciałam powiedzieć, że żyć jest nie łatwo tutaj!☀️

Bogna pisze...

Ja mieszkam prawie 8 lat w Rzymie i nie zgadzam się ze wszystkim. Zwłaszcza ze wpisem o stolicach Europy itp. Właśnie jest odwrotnie, oni o wiele lepiej znają geografie od przeciętnych Polaków. Uczą się wszystkiego po trochu, a w Polsce jakoś to wszystko skupia się w dużej części na polskiej historii, polskiej geografii itp. Oczywiście, jak w każdym kraju na świecie, są ludzie mniej i bardziej wykształceni, regiony o lepszym i gorszym szkolnictwie itd. Biurokracja, chaos na ulicach.. To wszystko prawda; może irytować, ale także dodawać uroku.. Zależy od naszego podejścia. Ich filozofia "piano, piano" (powoli, powoli) mi akurat odpowiada. Żyje się o wiele spokojniej niż w Polsce, ludzie są bardziej przychylni i wyrozumiali. Lubię moje życie tutaj :)

Unknown pisze...

Czekam na więcej 😀

Anonimowy pisze...

Bylam we wloszech wiele razy, ale dopiero, gdy tam zamieszkalam to uswiadomilam sobie, ze doslownie wszyscy palą. Do tego stopnia, ze często ciężko jest oddychac idąc chodnikiem

wiesia17 pisze...

Tak witam na tym blogu i także chcę nieco opisać swoje spostrzeżenia , gdyż przebywałam nieco więcej gościnnie a trochę podejmowałam się jakiegoś zajęcia aby zwiedzić przy tym coś co mnie interesowało, dzieje oraz historia, Tak to fakt miałam zdarzenie w Neapolu w sklepie z telefonami nieco przykre tylko nie wiedzieli że ja mam swoje prawa jako klient Obsługa zorientowała się że jestem straniera chcieli mnie oszukać, tylko nie wiedzieli że ja więcej znam swoje prawa i mnie się przestraszyli.Ale to prawda że sud i nord różnią się kulturą i obyczajami, Gdy wspomniałam o Monte Cassino że nasi żołnierze ginęli, to fakt jeden mi mówił i współczuł z szacunkiem do mnie i Polaków, a inny odpowiedział mi a po co żeście tam głupcy leźli??..Ja znam historię o Monte Casino z opowiadania żywego bohatera wojennego gdyż miałam ojczyma który był we Włoszech i walczył jako żołnierz Andersa. Dlatego gdy byłam we Włoszech musiałam odwiedzić Monte Cassino.Pompeje i wieli innych miast odwiedziłam ciekawych miejsc. Opisałam w swoich poezjach niektóre moje wydarzeni. Np."Bo być w Pompei to coś cię zachwyca, zostały te stare domy i została ta stara ulica. Na której kiedyś tętniło życie. A teraz został tylko ślad tamtego życia".itd.."Ach Neapol poznać trzeba czasu wiele, a nawet być na mszy w polskim kościele. To spotkasz się z ludźmi naszego kraju.Ale dostrzeżesz w nich że już nie znają polskiego obyczaju.Są zakłamani, łapczywie myślą o sobie.Ale ja gardzę takim że ktoś taki stoi przy tobie" itd....Pozdrawiam i jeszcze wiele więcej mam wspomnień wędrując po Włoszech...WIESŁAWA...

Kalejdoskop Renaty