wtorek, 5 stycznia 2021

Podróżnicze podsumowanie 2020 — jaki był ten rok?

Witam Was w moich progach, w tym nowym roku 2021 i życzę Wam zdrowia i radości!
Koniec roku zawsze mobilizuje mnie do podsumowań.
Co to był za rok! Nie ma co kryć – epidemia Covid-19 sprawiła, że to był przedziwny rok.
Będę go pamiętać jeszcze przez wiele, wiele lat, bo z jednej strony dał w kość, a potem wyrzucał mnie pod niebiosa. Nie było nic pomiędzy — albo dotkliwe upadki, albo wzloty. Rollercoaster wrażeń i emocji. Dużo pozytywnych doświadczeń, jak i negatywnych. Rok pełen pracy, nowych znajomości, ale też weryfikacji starych przyjaźni, rok nowych doświadczeń i rzucanych sobie samej wyzwań, rok pełen satysfakcji, ale też rok, w którym znów musiałam zmierzyć się z problemami. Rok, w którym było mi dobrze, jak i źle. Z jednej strony był to piękny rok, obfitujący w nowe znajomości, górskie wyprawy i słoneczne dni. Z drugiej rok trudny...
Każdy rok jest ważny, bo w każdym dzieje się coś. Dla mnie był to bogaty rok, bo ja się po prostu nie nudziłam.
Nigdzie w tym roku nie balowaliśmy. W Sylwestrowy wieczór byliśmy nudni do bólu — spędziliśmy go przy stole i na kanapie albo przy telefonie. Nawet jeśli nie miałam przy sobie bliskich osób, było mi ciepło, bo było dużo ciepłych rozmów przez telefon. A po takim roku, aż miło usłyszeć przez telefon: Renata ti voglio bene, che bella amica che sei.
Nie byliśmy również w Polsce ze względu na obecną sytuację, nie mogliśmy sobie pozwolić na kwarantannę, ze względu na pracę. Był to też rok strat. COVID zabrał mi ciocię i co gorsze nie mogłam jej pożegnać — to jest zawsze ciężkie na emigracji.
Jednak niezależnie od wszystkiego uważam, że to był dobry rok, bo wszystko jest po coś, bo w każdym dniu można znaleźć coś dobrego — wszystko zależy od nas samych. „W życiu nie chodzi o czekanie, aż burza minie… Chodzi o to, by nauczyć się tańczyć w deszczu.” — VIVIAN GREEN. Tańczyłam w deszczu z uśmiechem na twarzy. Nie poddałam się.
Zanim zacznę podsumować mój rok podróżniczy, chcę WAM podziękować za zaufanie, za każdy kliknięty post, za każde przeczytane słowo, za każdą poradę z której skorzystaliście, za każde udostępnienie, za każde polubione zdjęcie (a o to dzisiaj trudno w natłoku social mediów...).
Dziękuję.
2020 Blog w liczbach:
800.000 wow! Tyle razy przeczytaliście moje posty, porady, korzystaliście z mojego bloga!
200% więcej osób odwiedziło mojego bloga w stosunku do poprzedniego roku! Blog ugruntowuje się na liście blogów podróżniczych o Włoszech!
200% więcej osób polubiło mój Fanpage.
Przyszły rok też jest zagadką, ze wzgledu na zaistniałą sytuację, wszystko wyjdzie w praniu.
Jaki był ten rok? Dziś mogę przyznać, że rok, był intensywny, pełen wrażeń, emocji i nowych podróżniczych doświadczeń. W tym roku najwięcej podróżowaliśmy po Włoszech, odwiedzałam miejsca znane i mniej znane. Ostatnie 12 miesięcy przyniosło mi całą masę nowych doświadczeń. Nie było tylko różowo – kilka rzeczy potoczyło się kompletnie nie po mojej myśli. Wojażowaliśmy po Toskanii, Emilii - Romanii, Trentino, Lomabardii i Lampedusie.
Po tym, jak widziałam jak niektóre linie lotnicze odwołują tak sobie loty, dałam sobie spokój z lataniem. Przełożyłam tylko lot na Lampedusę ze względu na pracę męża. Zwiedzaliśmy to, co mamy blisko i w zasięgu ręki. Rok 2020 był zdecydowanie rokiem odkrywania sekretów najbliższych nam okolic. Jeździłam tam, gdzie nikogo nie ma.

STYCZEŃ

Po szampańskim Sylwestrze styczeń minął nam na odpoczynku — żartuje ! Całe szczęście, że tak nie było. Po tym, co się później wydarzyło, dobrze, że nie siedziałam w domu. Styczeń był niezwykle aktywny. Nim upłynął pierwszy tydzień stycznia, miałam już na koncie pierwsze wielkie odkrycie. Zanim pojechałam po tatę na lotnisko w Bolonii zajrzałam do małego miasteczka San Giovanni in Persiceto. Istna petarda.   

W styczniu pojechaliśmy zobaczyć jak wygląda Pellestrina po Acqua Alta.

Początek tego miesiąca przyniósł też pierwszą z kilkunastu moich randek z moim miastem. Tym razem wpadliśmy tam z moim tatą. Do Wenecji wracałam w zeszłym roku wielokrotnie.
Tatę zaciągnęłam również na szlak na moje wzgórza Euganejskie.

Styczeń to też miesiąc, w którym w końcu położyliśmy dach w naszym przyszłym domu. Duża satysfakcja, że powoli widać koniec.

Kiedy pod koniec miesiąca zawiozłam tatę na lotnisko, zajrzałam do Nonantoli, chciałam zobaczyć słynne opactwo.

LUTY

Korzystałam, kiedy tylko mogłam z wolnych chwil i czerpałam radość z wędrowania. Pogoda była przepiękna. W lutym przeszłam prawie 50 km. 
Nigdy nie zapomnę, kiedy w styczniu zobaczyłam filmik z balkonów w Wuhan. Wydawało się wtedy to jakoś odległe i nierealne, ale poczułam lekki niepokój.
Tak jakbym przeczuwała i przez to korzystałam z każdej możliwej chwili. To właśnie na szlaku migdałowców dowiedziałam się o pierwszej osobie, która zmarła we Włoszech. A to przecież szpital, do którego należy moja gmina. To też na moich wzgórzach pierwsze miasteczko zostało odizowalne — Vo Euganeo. Myślę, że nigdy nie zapomnę mojego pierwsza wyjścia w maseczce.

MARZEC I KWIECIEŃ

To lockdown. Wszyscy w domach. Doświadczenie osobliwe, ale cenne. Niektórzy nie mogli znieść samotności i ówczesnej sytuacji. Ludzie śpiewali na balkonach i dachach kamienic. Początek kwarantanny to też straszny hejt wobec Włochów, według niektórych ich nieudolności. Napisałam nawet na ten temat tekst na Facebooku. Sytuacja pokazała, o ile Włosi zostali zaskoczeni, nie wyszli źle patrząc na to, co się później działo i nadal dzieje. Inne kraje mogły wyciągnąć wnioski i miały czas żeby się przyszykować, ale według mnie żaden kraj w Europie nie stanął na wysokości zadania.
Osobiście podczas kwarantanny nie nudziłam się. Robiłam to, na co nigdy nie miałam czasu. Sprzątałam, pisałam, remontowałam. W kuchni non stop coś się działo. Zajęłam się ogródkiem, który później obrodził w plony. Nie miałam czasu na nudę. Pogoda podczas izolacji była przepiękna i obiady pod gołym niebem były jednym z najmilszych punktów każdego dnia. Mimo niepokoju i nie pewności trzymaliśmy się dobrze. Nie tęskniliśmy za światem, tęskniliśmy za swobodą.
Marzec i kwiecień to miesiąc naszych urodzin. Każdego roku z tej okazji gdzieś wyjeżdżamy. W tym roku spędziliśmy je w izolacji. Mieliśmy być w Neapolu — vouchery nadal czekają na wykorzystanie.
Również Wielkanoc spędziliśmy w odosobnieniu.

MAJ

Wolność. Po prawie 2 miesiącach zostaliśmy wypuszczeni na wolność. Po zamknięciu czułam się jak ptak wypuszczony z klatki. Zaraza się jeszcze nie skończyła, ale było to niezwykłe uczucie, które zapamiętam na zawsze. Na początku nie mogliśmy jeszcze opuszczać gmin, ale wsiąść na rower i pojechać gdzieś na moment, to było coś. Pojechaliśmy do naszego przyszłego miejsca zamieszkania.

Zapamiętam mój pierwszy wypad na szlak i mój pierwszy wypad do Wenecji.

W Wenecji aż się popłakałam z wrażenia.

Maj to też pierwsza wizyta przyjaciół po długiej izolacji. Tak się stęsknili, że przyjechali do nas rowerem. Podczas kwarantanny najwięcej brakowało mi kontaktu ze znajomymi. Kiedy tylko można było się ruszyć, wybraliśmy się razem na szlak. Nasza forma, nie była aż tak tragiczna.
W maju z radością odkrywaliśmy szlaki naszego regionu.
 
 
Czy wiecie, jak smakuje w barze pierwsze cappuccino po kilku miesiącach? Bosko. Małe przyjemności, które po takim czasie się stały dużymi przyjemnościami.

CZERWIEC

Wszystko powoli zaczynało się układać. Wirus trochę opuścił. Czerwiec to miesiąc pod znakiem jednodniówek w okolicy. Było intensywnie, upalnie i…tego, jak zwykle trzeba mi było! Przez cały rok wracałam do Wenecji niezliczoną ilość razy. Tak też było w czerwcu. Wenecja po raz ? Kto wie? Praca nad przewodnikiem trwa.

Była również Florencja. We Florencji w końcu weszłam na kopułę.


Po wyjściu z kwarantanny chciałam nadrobić czas w zamknięciu, czerwiec sprzyjał wyprawam na szlaki. Zajrzałam również nad jezioro Garda — szlak Ponale.

Wraz z przepiękną pogodą powróciły biesiady z przyjaciółmi, z którymi z radością witaliśmy się po długiej rozłące. Znów cieszyliśmy się swobodnym byciem razem. Potrzebowałam tego bardzo. Nie tylko ja. To były piękny spędzony czas.

Lato rozgościło się na dobre. Przy stole w ogrodzie zasiadaliśmy w tym roku niezliczoną ilość razu. Nie tylko u nas.

Rok 2020 to tak jak wspomniałam rok wypraw w moje wzgórza. Było ich naprawdę dużo.
 

Z zaciekłością szukałam słonecznikowych pól. 

Wiosenne i letnie słońce sprawiło, że ogródek obrodził wyjątkowo hojnie!

LIPIEC

To kilka kolejnych jednodniówek. Udało mi się też wybrać do Mantui zobaczyć kwitnące kwiaty lotusu

i na szlak w Apeninno Modenese. Cudowna pogoda, niesamowite widoki, bardzo długa, górska wędrówka i ten spokój.

Każdą możliwą niedzielę spędzaliśmy na naszej ukochanej Pellestrinie.


SIERPIEŃ

Sierpień był chyba najbardziej intensywnym miesiącem mijającego roku.
Kolejnym odkryciem były 10 Castella
najmniej znana dotychczas przeze mnie Toskania. 


Korzystając z okazji wybrałam się do Collodi.
Również w sierpniu spędzaliśmy nasze beztroskie niedziele na wyspie Pellestrina.
Zakończenie miesiąca spędziliśmy w Polsce — piękny czas u rodziców. Chociaż krótki, to bardzo udany wyjazd.

Z powrotem zatrzymaliśmy się na kilka dni w okolicach Merano.



Pięknie spędzony czas, nawet jeśli przez wszystkie 4 dni padał deszcz. W jeden dzień obudziliśmy się odizolowani od świata. Została nawet zamknięta autostrada. Ale my się nie poddaliśmy, zwiedzaliśmy z parasolem w ręku. To był czas wypoczynku na łonie natury. Dojechaliśmy w końcu do Curon i ujrzeliśmy na własne oczy zatopioną dzwonnicę. Zajrzeliśmy nad przepiękne jezioro Tovel i przeszyliśmy szlakiem do skanktuarium w San Romedio. Cały wyjazd był cudny!

WRZESIEŃ

Czas gnał na przód. Tak jak przywitaliśmy morze, tak też nadszedł czas by je pożegnać. Była połowa września, ale lato panowało w najlepsze. We wrześniu w sumie udało nam się spędzić dwie niedziele na Pellestrine. Pożegnaliśmy naszych rybaków. W ostatnią niedzielę odwiedziła mnie na wyspie również czytelniczka. Spędziliśmy wspaniały wieczór.

Wzięłam także udział w festiwalu filmowym w Wenecji. Udało mi się pójść na premierę polskiego filmu.

Lato jednak trwało dalej i jeszcze kilka razy udało nam się wyskoczyć w Dolomity. Ten miesiąc wspominam wyjątkowo dobrze, ponieważ spełniłam aż dwa ze swoich podróżniczych marzeń. We wrześniu udało mi się wybrać na wymarzony szlak nad jezioro Sorapis. To kolejny szlak, na który pokonałam moje słabości. Długa trasa, intensywne zwiedzanie i powrót późno w nocy – tak rwałam się do jazdy, że nawet przez chwilę zmęczenia nie poczułam! Po tym szlaku został mi trochę niesmak na Facebooku. Mąż nakręcił filmik, o którym nie nie miałam pojęcia, dopóki nie pokazał mi go w domu. Opublikowałam go na Facebooku, bo nie widziałam nic w tym złego. Do wyjazdów podchodzę zawsze odpowiedzialnie. Ale nie dla wszystkich, inni wiedzą lepiej, nawet jeśli tam nie byli. Przekonałam się jak chamscy potrafią być co niektórzy. Nawet jeśli filmik w ciągu dnia zdobył ponad 600.000 wizyt, zdecydowałam się go usunąć. Czemu? Nie dam po sobie jechać, kiedy na to nie zasłużyłam. Oczywiście mogłam go zostawić i zdobyć więcej laików, ale nigdy nie pozwoliłam na chamstwo i nie pozwolę.

Koniec miesiąca i początek następnego miesiąca to ostatnia podróż w 2020 roku. Ostatnia możliwość wyjazdu, zanim ponownie uderzył w nas koronawirus. Lampedusa — spełnienie moich marzeń. Już dawno chciałam postawić nogę na tej pięknej wyspie.
I właśnie na Lampedusie przepadłam! Wyspa zrobiła na mnie tak ogromnie pozytywne wrażenie, że z przyjemnością wrócę tam kiedyś. Zwiedzaliśmy, popróbowaliśmy lokalnej kuchni, wypiliśmy trochę wina, ale przede wszystkim głównym powodem tego wyjazdu była chęć zrelaksowania się i oderwania od szarej codzienności. I to wszystko w pełni się udało. Naprawdę żal było wracać! Podładowane słońcem baterie pozwoliły mi przetrwać jakoś kolejne miesiące.
Będąc na Lampedusie wybraliśmy się na jeden dzień na Linosę – cud natury!

PAŹDZIERNIK

Jesień wybiła w kalendarzu, ale aura dalej nas rozpieszczała. Październik to przepiękna jesień, którą próbowaliśmy łapać wszelkimi sposobami i wszędzie, gdzie się da.

LISTOPAD - GRUDZIEŃ

Jesień panowała już pełną gębą, ale przyjemne ciepło nie chciało wypuścić Italii z objęć.
Łapałam, ile mogłam resztki ciepła. To miesiące w tym roku spędzony głównie w domu. Kilometry wychodzone po wzgórzach i naszym regionie. Wędrowałam w tym roku w upale, w zimnie,nawet w deszczu, w dzień i w nocy. Przez cały rok wracałam do Wenecji niezliczoną ilość razy. Tak tez było w listopadzie i grudniu. Tam jestem szczęśliwsza niż gdziekolwiek indziej... tak po prostu. I nic na to nie poradzę! Ktoś też tak ma?
Udałam nam się też pojechać nad małą znaną plażę w Padwie.  
Zajrzeliśmy też do doliny Millecampi.



Bardzo się cieszę, że mimo niesprzyjającej sytuacji na świecie, udało nam się trochę pojeździć i zobaczyć ciekawe miejsca. Oczywiście niezmiernie się cieszę, że udało nam się podróżować bezpiecznie i nie zachorować, bo tego najbardziej się obawialiśmy przez cały ten rok. To był rok pełen niespodzianek, w którym dobre i złe momenty przeplatały się nawzajem. Każda podróż czegoś uczy, a od każdego spotkanego na naszej drodze człowieka możemy czegoś się dowiedzieć i wyciągnąć lekcje.

Czego nauczył mnie ten rok? Być może banalnie zabrzmią poniższe truizmy, ale jak doskonale wiesz, człowiek lubi czasem komplikować sobie życie. A tylko kontekst określonej sytuacji sprawia, że inaczej spoglądasz na pewne rzeczy.

W trakcie wszystkich tych wyjazdów jak zwykle zebrałam sporo materiału zdjęciowego.
Jak będzie wyglądał kolejny rok? Mam nadzieję, że najgorsze za nami. Że ten nadchodzący rok pozwoli wszystkim zakręconym na punkcie podróży powrócić na właściwe tory. Że wrócą swobody i możliwości, których tak nam wszystkim brakowało przez ogromną część 2020 roku. A jeśli nie? No cóż… 2020 przetrwałam, 2021 – jestem gotowa!

Dziś życzę sobie.. nam… Wam... przede wszystkim tego byśmy byli zdrowi. Nie zaprzepaszczajcie żadnego dnia. Otaczajcie się ludźmi, którzy są warci waszego czasu. Nie odkładajcie na jutro, na przyszły tydzień, czy po prostu – na kiedyś. Życie ucieka.
Życzę Wam abyście każdego dnia znależli powody do uśmiechu, a jeśli pojawią się trudności — abyście zawsze potrafili je pokonać. W nadchodzącym Nowym Roku przede wszystkim siły, bo to od niej zależy jaki ten rok będzie.
W tym roku przez przypadek trafiłam na wspaniałą książkę — Mały poradnik życia ( 511 rad, spostrzeżeń i przypomnień pomagających przeżyć szczęśliwe i owocne życie). H. Jackson Brown Jr. Książka zrodziła się jako prezent dla syna, który rozpoczynał nową drogę na studiach. Część jest naprawdę świetna. Dużo jest rzeczy oczywistych (choć o tych też często zapominamy). Dużo mądrości życiowej, ale przekazanej w przyjemny sposób. Świetne rady i wskazówki. Te wszystkie rady i wskazówki zmieniam na moje zyczenia.
Moje ulubione:
1. Powiedz coś miłego trzem osobom dziennie
20. Bądź wyrozumiały dla siebie i innych.
33. Traktuj napotkanego człowieka tak, jak sam chciałbyś być traktowany.
41. Nie odmawiaj sobie radości.
43. Nie spisuj nikogo na straty. Cuda zdarzają się co dzień.
123. Naucz się słuchać, okazja czasami puka bardzo cicho.
175. Dawaj innym drugą szansę, ale nie trzecią.
202. Okazuj szacunek wszystkiemu, co żyje.
226. Kiedy ktoś cię obejmuje, poczekaj, aż on pierwszy puści.
280. Niezależnie od sytuacji zachowuj zimną krew.
296. Akceptuj ból i rozczarowanie jako część życia.
304. Oceniaj swój sukces na podstawie tego, czy cieszysz się zdrowiem, spokojem i miłością.
332. Niech twoje życie będzie wykrzyknikiem, nie znakiem zapytania.
347. Nigdy nie przegap okazji, żeby powiedzieć komuś, że go kochasz.
408. Nie pozwól, abyś stał się niewolnikiem swoich rzeczy.
416. Nie zwlekaj. Rób to, co trzeba, wtedy kiedy trzeba.
464. Skupiając się na sprawach przyszłych, nie przegap uroków teraźniejszości
510. Dziękuj za to co masz.

BLOGOWE PODSUMOWANIE

Cieszy mnie, że mój blog również bardzo się rozwinął przez ostatni rok. Regularnie pisałam na niego posty. Powstały w sumie 63 nowe teksty. Pewnie mogłoby pojawić się ich więcej, w końcu wciąż nie napisałam jeszcze o tak wielu miejscach, w których do tej pory byliśmy. Jednak w połączeniu z ilością pracy jaką mam, jestem bardzo zadowolona z tej liczby. Poza tym stawiam na jakość. Teksty są bardziej dopracowane, zawierają coraz więcej lepszych zdjęć. Przygotowanie tego wszystkiego zajmuje mi dużo więcej czasu, ale spotyka się też z pozytywnym odbiorem czytelników.
A jak Wasze tegoroczne wspomnienia? Co najbardziej zapamiętaliście?

Spodobał Ci się tekst? Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie: 

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę. 
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku. Codziennie nowe zdjęcia, inspiracje, ciekawe informacje. 
  • Dołącz do mojej grupy Włochy po mojemu.
  • Śledź mnie na Instagramie @kalejdoskoprenaty
  • Otrzymuj ‚List z Włoch’ zapisując się na newsletter

Pozdrawiam 


Renata

Share:

7 komentarzy

Unknown pisze...

Pani Renato życze by Nowy rok przyniósł Pani jeszcze wiecej cudownych podróży i ciekawych relacji z nich.
Życze tez wiele zdrowia, spełnienia marzeń i końca tej pandemii wszystkim miłośnikom Włoch i nie tylko.
Oby 2021 rok był pełen podróży po pięknej i smakowitej Italii. A my czekamy na kolejne zdjęcia i ciekawe relacje. Dziękuję i pozdrawiam z deszczowej Łodzi.

GosiaSurys pisze...

Całkiem spore dokonania jak na taki dziwny rok, oby ten był wreszcie normalny :)
Do zobaczenia w Wenecji !

Marzena pisze...

dziękuję za ten post :) daje dużo pozytywnej energii i optymizmu .Pozdrawiam serdecznie ,wierzę ,ze bedzie lepiej :)

Jak się całować pisze...

Świetne zdjęcia ;)

Kalejdoskop Renaty pisze...

To prawda, nie było źle ;-)

Pozdrawiam

Renata

Kalejdoskop Renaty pisze...

Bardzo, bardzo dziękuję ❤

Pozdrawiam

Renata

Kalejdoskop Renaty pisze...

Miło mi to czytać 🤩

Pozdrawiam serdecznie

Renata

Kalejdoskop Renaty