Jest tak, od kiedy widziałam film Henry'ego Hathawaya "Niagara" z Marylin Monroe.
Będąc w Nowym Jorku grzech byłoby nie pojechać.
Zajrzałam sobie na mapkę i rzeczywiście blisko, więc wyruszaliśmy na jednodniowy wypad.
Zwiedzanie Niagary Falls rozpoczęliśmy od przejazdu statkiem Maid of the Mist, który pływa zarówno po stronie amerykańskiej, jak i kanadyjskiej.
Rejs jest najlepszym sposobem, żeby podziwiać jak ogromne są te wodospady.
Nie było dużej kolejki, więc szybko zjechaliśmy windą do podnóża koryta rzeki. Na dole przeszliśmy przez namiot w którym rozdawano niebieskie pelerynki.
Foliowe płaszcze mało się przydają, gdyz przegrywają z siłą wody, która rozlewa się na wszystkie strony.
Maid of the Mist( jest ich 4) rozpoczyna swój krótki rejs od wieży obserwacyjnej, podpływa pod sam front amerykańskiego wodospadu, ale najwięcej czasu spędza przy kanadyjskiej podkowie Horseshoe Falls.
Statek manewrował w miejscu, a przed nami kotłowały się spadające z góry masy wody.
Moc spadającej wody jest ogromna i robi niesamowite wrażenie.
Wpływasz pomiędzy wodospady, czujesz jak wszędzie wokół kłębi się woda, ociekasz chlapiącą wodą. Lekki stress, bo ostro buja i chlapie.
Zaryzykowałam i robiłam zdjęcia małym aparatem, który umiejętnie chowałam pod folię.
Po kilku minutach powrót i na pamiątkę można ze sobą zabrać pelerynkę, która przyda się na deszczowe dni.
Koszt biletu 16 dollari kanadyjskich(około 11 euro).
Z pokładu zeszliśmy trochę mokrzy, ale słońce szybko nas wysuszyło.
Tłumy ludzi kłębiły się wszędzie, co powodowało duże trudności w swobodnym poruszaniu się i fotografowaniu.
Niagara Falls to tak naprawdę trzy wodospady, dzielą się na Wodospad Amerykański, obok którego znajduje się też mniejsza kaskada Welon Panny Młodej, i Kanadyjski, zwany także Podkową.
Główna odnoga, nazwana Podkową (Horseshoe) ze względu na półksiężycowe załamanie, jest największa.
Ma 52 m wysokości i 762 m szerokości.
Spacerując promenadą wzdłuż urwistego brzegu kanionu rzeki Niagara, woda przepływa bardzo blisko murku z barierką, przez to ma się wrażenie, że woda jest na wyciągnięcie ręki.
Drugim punktem dziennego zwiedzania wodospadu był Journey Behind The Falls, podróż przez tunele pod fale wodospadu.
Wyprawa pod wykutym w skale tunelem (windą) pod szeroką na 800 m ścianę wodospadu.
Z korytarza, tunelu widać spadającą wodę wodospadu, zbyt blisko jednak nie podejdziemy, bo blokuje barierka.
Potem w górę wodospadu po schodkach, znów na szczęście w płaszczyk.
Dla osób, które z jakiegoś powodu nie mogą opuścić USA, pozostaje jeszcze Observation Tower niedaleko mostu granicznego.
Jest to taras wychodzący nad rzekę Niagara z którego z dużej odległości zobaczyć słynny wodospad.
Trudno zaprzeczyć, że to po stronie kanadyjskiej wodospady prezentują się najefektowniej, choć po stronie amerykańskiej można podejść do wody z bliska, a nawet się w niej zamoczyć. Każdego dnia tysiące turystów ustawiają się w kolejce do windy, by zjechać w dół wodospadu Bridal Veil i zaliczyć jedną z największych atrakcji made in Niagara.
Atrakcją jest Cave of the Winds – jaskinia wiatrów, która jest tak naprawdę przejściem bardzo blisko Bridal Veil Falls, gdzie stompie się po drewnianych pomostach.
Bilet kosztował nas 11$, a w tej cenie otrzymaliśmy (tym razem) żółte pelerynki, sandały oraz mocną foliową torbę na rzeczy.
Następnie przeszliśmy do wind, które zwiozły nas 50 metrów w dół, gdzie u podnóża wodospadu rozpoczęliśmy spacer.
Największe emocje przeżyliśmy na balkonie „Hurricane”.
Spadająca z góry woda wdzierała się na balkon, wiatr targał pelerynami, a po kilku pierwszych sekundach, pomimo peleryn, byliśmy całkowicie przemoczeni.
Nie mieliśmy nic przeciwko, w końcu o takie przeżycia chodzi.
Warto zabezpieczyć aparat, cenne rzeczy i ubrać się lekko (o ile pozwala na to pogoda).
Wiem, że ze strony amerykańskiej statki pływają w pobliże wodospadu, ale sądzę, że nie mogą podpływać do głównego kanadyjskiego wodospadu.
Granica ostatecznie wyznaczona po wojnie amerykańsko-kanadyjskiej w 1815 roku, przebiegająca przez jezioro Erie, rzekę Niagara i dalej przez Ontario, sprawia, że obserwując podkowę na Terrapin Point z amerykańskiego brzegu, Kanada znajduje się na wyciągnięcie ręki, tuż za ochronną barierką, gdyż wodospad w całości leży już na jej terytorium.
Moje kolejne podróżnicze marzenie zostało spełnione.
Było cudownie!
Jeśli nie macie możliwości zwiedzić tego miejsca sami, dobrym rozwiązaniem jest wykupienie sobie wycieczki w NYC.
Przejazd z Nowego Jorku nad Niagarę samochodem (przez Buffalo) zajmuje ok. 7 godzin, ale najlepiej polecieć do Buffalo i tam wynająć samochód. Rosnąca liczba tanich lotów z Nowego Jorku sprawia, że coraz łatwiej dostać się na Niagarę Falls.
Zapraszam do polubienia mnie na Facebooku lub google+, dziękuję za odwiedziny :-)
4 komentarze
Przepięknie! Mam nadzieję, że tez kiedyś je zobaczę :)
Piękne miejsce!Ja zawsze marzyłam,żeby tam pojechac i w tym roku moje marzenie się spelniło,polecam!!!
Wyprawa do pozazdroszczenia!
Nawet mewa się na jedno załapała, wrażenia pewnie są niesamowite :)
Nie spodziewałem się czegoś takiego po wodospadzie Niagara ;). Główne skojarzenia z nim związane to jednak wciąż potęga natury i niezwykła siła oddziaływania rzeki, tymczasem na zdjęciach i w opisie widać też potęgę człowieka :D. Te wszystkie przejścia, drabinki, tarasy, wycieczki - wydaje się, że jest tam co robić :D.
Prześlij komentarz