Colomba Pasquale — to tradycyjne włoskie ciasto w kształcie gołębicy, spożywane we
Włoszech w okresie świąt Wielkanocnych.
Pojawia się ona na
włoskich stołach po tradycyjnym, wielkanocnym obiedzie.
Oryginalny, włoski przysmak, który można przygotować samemu w domu.
Deser jest nieco pracochłonny, mimo to warto spędzić kilka chwil w
kuchni, by potem rozkoszować się smakiem tej
babki.
Sekret polega głównie na wielokrotnym zagniataniu i bardzo dokładnym
wyrabianiu, przedzielonymi okresami odpoczynku związanego, za wzrostem
ciasta.
Nie muszę dodawać, że taka wyrobiona babka jest
fantastyczna w smaku.
Zapraszam :-)
piątek, 29 marca 2013
wtorek, 26 marca 2013
Rimini i San Marino
Ostatni weekend zrobiliśmy sobie wypad na termy do Rimini.
Prognozy się sprawdziły, i pogody nie mieliśmy. W ostatnim tygodniu było 18°C, a w weekend wróciły temperatury zimowe.
Siłą rzeczy siedzieliśmy cały czas na termach. Regeneracja i lenistwo totalne, weekend błogiego lenistwa.
W sobotę zrobiłam sobie tylko spacer brzegiem morza, sił nie miałam od tego moczenia.
Pojechałam do Rimini teraz bo nie wyobrażam sobie jechać tam latem. Dla mnie to miasto przepełnione turystami.
Rimini jest jednym z najpopularniejszych włoskich kurortów wypoczynkowych, można określić kontynentalną wersją Ibizy.
Miejsce bardzo chętnie odwiedzane przez Włochów w weekendy. Doceniane zazwyczaj przez osoby młode, spragnione dobrej zabawy i wrażeń.
Nie oczarowuje pięknem jak Rzym czy Wenecja, ale jest kompromisem dla tych, którzy chcą połączyć opalanie się nad wodą z nieco aktywniejszym poznawaniem kultury Italii.
Rimini jest miastem największego, włoskiego reżysera – Federico Fellini.
Poza włochami Rimini zdaje się być miejscem bardzo popularnym wśród, Rosjan, Ukraińców czy Bułgarów. Dało się to zarówno usłyszeć na ulicy, jak też zobaczyć w okolicznych sklepach i knajpach.
Szeroka piaszczysta plaża wyglądała pięknie poza sezonem bez śladu parasoli i leżaków.
Prognozy się sprawdziły, i pogody nie mieliśmy. W ostatnim tygodniu było 18°C, a w weekend wróciły temperatury zimowe.
Siłą rzeczy siedzieliśmy cały czas na termach. Regeneracja i lenistwo totalne, weekend błogiego lenistwa.
W sobotę zrobiłam sobie tylko spacer brzegiem morza, sił nie miałam od tego moczenia.
Pojechałam do Rimini teraz bo nie wyobrażam sobie jechać tam latem. Dla mnie to miasto przepełnione turystami.
Rimini jest jednym z najpopularniejszych włoskich kurortów wypoczynkowych, można określić kontynentalną wersją Ibizy.
Miejsce bardzo chętnie odwiedzane przez Włochów w weekendy. Doceniane zazwyczaj przez osoby młode, spragnione dobrej zabawy i wrażeń.
Nie oczarowuje pięknem jak Rzym czy Wenecja, ale jest kompromisem dla tych, którzy chcą połączyć opalanie się nad wodą z nieco aktywniejszym poznawaniem kultury Italii.
Rimini jest miastem największego, włoskiego reżysera – Federico Fellini.
Poza włochami Rimini zdaje się być miejscem bardzo popularnym wśród, Rosjan, Ukraińców czy Bułgarów. Dało się to zarówno usłyszeć na ulicy, jak też zobaczyć w okolicznych sklepach i knajpach.
Szeroka piaszczysta plaża wyglądała pięknie poza sezonem bez śladu parasoli i leżaków.
poniedziałek, 25 marca 2013
Orecchiette z cime di rapa
Jedno z najbardziej znanych dań kuchni apulijskiej. Uwielbiam dania z udziałem zielonych roślin. To warzywo, odkryłam dopiero we Włoszech.
W polskim warzywniaku raczej nie istniało.
No tak, zapytacie, po co ja Wam podaje przepis na makaron z cime di rapa, jak w Polsce go nie ma?
Bo danie jest pyszne, bo może jak będziecie we Włoszech, spróbujecie, bo zawsze fajnie próbować rzeczy nowe !
A po drugie możecie zastąpić brokułem i też dobrze będzie smakować.
W polskim warzywniaku raczej nie istniało.
No tak, zapytacie, po co ja Wam podaje przepis na makaron z cime di rapa, jak w Polsce go nie ma?
Bo danie jest pyszne, bo może jak będziecie we Włoszech, spróbujecie, bo zawsze fajnie próbować rzeczy nowe !
A po drugie możecie zastąpić brokułem i też dobrze będzie smakować.
sobota, 23 marca 2013
Menu Wielkanocne 2013
Jako, że dostałam kilka pytań na ten temat, postanowiłam Wam zaproponować moje menu Wielkanocne.
Propozycje będę jednak jeszcze uzupełniać, ponieważ mam w planach jeszcze kilka smacznych dań.
piątek, 22 marca 2013
Guinness Chocolate Cheesecake
Dzień Świętego Patryka był w ten weekend , nie miałam czasu wcześniej przygotować tego cheesecaka. Natknąłem się na ten przepis w zeszłym roku i nie mogłam się oprzeć. Odkryłam, że połączenie Guinnessa i czekolady jest cudowne. Ciasto jest dość proste w wykonaniu. Dodanie Guinnessa zmienia konsystencję i właściwości sernika czyniąc go bardziej sufletem niż sernikiem. Cała powierzchnia tego sernika będzie poruszać się przez cały czas, nawet po 2 godzinach pieczenia. Sernik jest wilgotny, ale także lekki i kremowy. Ma strukturę, którą wydaje się być skrzyżowaniem sufletu i krówki, jest po prostu niesamowity! Sernik jest mega czekoladowy już sam w sobie, a dodatkowo z piwem smakuje jeszcze lepiej. Szczerze mówiąc nie potrzebuje żadnych dodatków, ale można go podać z bitą śmietaną albo Baileysem, jak kto lubi.
czwartek, 21 marca 2013
Jajka po szkocku
Jajka po szkocku są podawane przede wszystkim w Anglii.
Jest to jajko zawinięte w wieprzowe mięso mielone, a najczęściej używa się do tej potrawy gotowego mięsa z angielskich kiełbasek.
Danie jest sycące i naprawdę smaczne.
Jajka po szkocku można spożywać na ciepło lub zimno.
Jest ich wiele wersji, ale zawsze to jajko w skorupce z mięsa, smażone w głębokim tłuszczu.
Ja przedstawiam swoją wersję, jest ona pieczona w piekarniku.
Jest to jajko zawinięte w wieprzowe mięso mielone, a najczęściej używa się do tej potrawy gotowego mięsa z angielskich kiełbasek.
Danie jest sycące i naprawdę smaczne.
Jajka po szkocku można spożywać na ciepło lub zimno.
Jest ich wiele wersji, ale zawsze to jajko w skorupce z mięsa, smażone w głębokim tłuszczu.
Ja przedstawiam swoją wersję, jest ona pieczona w piekarniku.
poniedziałek, 18 marca 2013
Instrukcja obierania karczocha — instrukcja krok po kroku
Kupując karczochy, trzeba zwrócić uwagę, czy łuskowate liście ściśle przylegają do siebie, czy są twarde i czy nie ma na nich ciemnych plam. Kwiat powinien być zamknięty, a łodyga twarda. Młode, nieprzerośnięte i świeże karczochy nadają się do jedzenia na surowo np. podane jako carpaccio.
Najsmaczniejsze są te młode, jeszcze nie tak bardzo zdrewniałe.Te nieco starsze, najlepiej jeszcze zielone i z pozawijanymi listkami, świetnie smakują duszone (np. jako składnik risotto z karczochami) albo grillowane.
Moje ulubione to Carciofi alla Giudia (Karczochy po żydowsku).
Udało Wam się kupić karczochy? Tylko co dalej?
Zapraszam na moją instrukcje krok po kroku jak obrać karczochy :-)
Najsmaczniejsze są te młode, jeszcze nie tak bardzo zdrewniałe.Te nieco starsze, najlepiej jeszcze zielone i z pozawijanymi listkami, świetnie smakują duszone (np. jako składnik risotto z karczochami) albo grillowane.
Moje ulubione to Carciofi alla Giudia (Karczochy po żydowsku).
Udało Wam się kupić karczochy? Tylko co dalej?
Zapraszam na moją instrukcje krok po kroku jak obrać karczochy :-)
niedziela, 17 marca 2013
W stolicy Guinnessa
17 marca to Dzień Św. Patryka, patrona Irlandii, zatem czemu nie napisać coś o Dublinie.
Weekend w Dublinie to bardzo dobry pomysł na niezapomnianą wycieczkę.
Nie każdemu Dublin się podoba, mnie za to zaskoczył.
Zachwyca architekturą, można podziwiać zabytki zarówno mające po kilkaset lat, jak i bardzo nowoczesne budowle.
Przyzwyczajona jestem do kultury śródziemnomorskiej, a to był mój pierwszy styk z kulturą anglikańską.
Od razu człowiek spostrzega, że Dublin tętni życiem i nie pozwala nudzić się nikomu. Ilość pubów może przerazić.
Jedyne co mnie wkurza, to ruch lewostronny. Prawie cały świat jeździ po prawej stronie, oni sobie wymyślili, że będą jeździć po drugiej. Zupełnie bez sensu. To całkowicie nienaturalne. Na każdym przejściu dla pieszych, mój mąż mnie łapał, bo patrzyłam w złą stronę.
Miasto najlepiej zwiedza się pieszo, pozwala to na uniknięcie korków i na podpatrzenie życia kosmopolitycznego miasta.
Nasze zwiedzanie zaczęliśmy spacerem brzegiem Liffey i jej sławnego mostu Ha’penny, który jest jednym z najstarszych żelaznych mostów na świecie. Na początku nazywał się mostem Wellingtona, a dziś jego oficjalna nazwa to most Liffey. Nazwa Most Półpensowy wzięła się od wysokości opłaty pobieranej za przekroczenie mostu.
Następnie ruszyliśmy w najlepsze miejsce Dublinu czyli okolice Temple Bar.
Temple Bar jest dzielnicą imprezową, mieści się tutaj ponad 600 pubów.
W każdym pubie zostajemy ugoszczeni przepysznym Guinnessem. Wąskie uliczki Temple Bar przypominają mi swoim klimatem czeską Pragę. Tutaj różnoracy artyści dają wyraz swojej twórczości.
W następny dzień, zaczynamy szwędać się po centrum miasta. Pogoda nam nie dokucza, raczej sprzyja.
Jedną z ładniejszych ulic jest Grafton Street, najbardziej znany deptak dubliński.
Ciągnie się on od St. Stephen's Green na południu, do College Green na północy.
Znajdują się tu liczne ekskluzywne sklepy. Ulica przyciąga wielu artystów amatorów. No i zawsze pełno tutaj grajków.
Na końcu Grafton Street znajduje się pomnik Molly Malone, bohaterki jednej z najbardziej znanych piosenek irlandzkich, nieoficjalnego hymnu Dublina. Piosenka opowiada historię o pięknej dziewczynie, która sprzedawała ryby na ulicach Dublina, a w ciągu nocy była prostytutką. Umarła młodo z powodu febry. Pomnik Molly Malone został wzniesiony w roku 1987 z okazji obchodów pierwszego tysiąclecia istnienia miasta, a 13 czerwca (data śmierci Molly) ogłoszono Dniem Molly Malone.
Autorką pomnika jest Jeanne Rynhart. Pomnik jest jednym z najczęściej fotografowanych miejsc turystycznych w Dublinie. Malone to bardzo popularne nazwisko w Irlandii.
Po drugiej stronie Grafton Street, na południu znajduje się park St. Stephen’s Green. Warto spędzić trochę czasu w tym parku choćby na lunch.
Parę klimatycznych zdjęć z centrum
Dublin jest niezwykłym miastem pod względem ilości katedr. Zazwyczaj status katedry przyznaje się jednej świątyni, tu mamy ich aż dwie. Katedra Chrystusowa jest starsza, zatem tutaj mieli być mianowani nowi Arcybiskupi i odbywać się miały ważne uroczystości, według dekretu z 1300 roku. Nie zawsze był przestrzegany. Położona jest przy Dame Street. W Katedrze znajduje się słynny grobowiec średniowiecznego normandzko-walijskiego rycerza i arystokraty, Strongbowa.
Katedra św. Patryka z 1190 r. (odbudowana po zniszczeniach w XIX w.)jest nazywana natomiast Katedrą Narodową. Jest drugą z dublińskich katedr, jej korzenie związane są z patronem Irlandii św. Patrykiem. Według legendy św. Patryk chrzcił tu nawróconych pogan, ale najsłynniejszą osobą związaną ze świątynią był Jonathan Swift, pełniący tu w XVIII w. funkcję dziekana.
Wśród licznych wspaniałych zabytków, nie można przegapić zwiedzania Guinness Storehouse. Piwa przedstawić nikomu nie muszę, nazwiska też , tak to ten sam Guinness od księgi. W tym miejscu można poznać historię powstania trunku, nauczyć się nalewać "idealną pintę". Zakłady, w których produkuje się popularny w Irlandii trunek nie są niestety dostępne dla turystów. Atrakcją, jest za to wystawa, na której obejrzeć można replikę browaru oraz składającą się z kilku pięter ekspozycję, obrazującą historię i tajniki produkcji znanego na całym świecie irlandzkiego piwa. Na zakończenie zwiedzania możemy wypić jedną pintę w Gravity Bar z widokiem na panoramę Dublina. Powstanie browaru to ciekawa historia, gdyż na fabrykę w Dublinie została zawarta umowa najmu na 9 000 lat na stałą kwotę 47 funtów Irlandzkich rocznie (interes życia).
Na pewno ważnym miejscem w Dublinie, które warto zwiedzić jest Więzienie Kilmainham. To tutaj w 1916 roku zostali straceni przywódcy irlandzkiego Powstania Wielkanocnego. Nie wiem czy pamiętacie film "W imię ojca" z Danielem Day Louisem, to właśnie tu nakręcono ten film.
Każdy turysta chcący wysłać pozdrowienia z wakacji zauważy, że popularna jest tu kartka przedstawiająca różnokolorowe drzwi wejściowe.
The Doors of Dublin sa jednym z symboli tego miasta. Wystarczy pójść na plac Fitzwiliam, gdzie można zrobić sobie zdjęcie słynnych georgiańskich drzwi. Kolorowe dublińskie drzwi zdumiewają, olśniewają, przykuwają uwagę i rozweselają.
Skąd pomysł na kolorowe drzwi w Irlandii? Są dwie historie ale nie wiem która jest prawdziwa. Jedna mówi, że gdy brytyjska królowa Wiktoria umarła, Irlandczykom na znak żałoby kazano pomalować drzwi na czarno. Irlandczycy stwierdzili, że to dla nich żaden powód do żałoby i postanowili pomalować drzwi we wszystkich kolorach tęczy. Druga mówi że Irlandki miały dość tego, ze ich pijani mężowie nie potrafili wrócić do swojego domu tylko omyłkowo szli do domu sąsiadki, by temu zapobiec postanowiły pomalować drzwi na jaskrawe charakterystyczne kolory tak aby mąż dobrze pamiętał, który jest jego dom. Bardzo podobał mi się ten georgiański aspekt stolicy.
Jeżeli pogoda Wam dopisuje, obowiązkowo należy zaliczyć "Viking Splash Tours". Istnieje wiele sposobów na poznanie miasta, a ten jest świetnym sposobem na zwiedzanie Dublina. Na czym polega owa atrakcja ? Wsiadamy do łodzi, która wozi nas po całym mieście a następnie wjeżdża do Grand Canal Doc. Każdy z nas musiał nosić kamizelki ratunkowe i kapelusz Wikingów. Na początku możesz czuć się śmieszne ale później wszystko staje się obojętne. Nasz przewodnik, czyli facet z największym chełmem – kazał nam ciągle wznosić w górę zaciśnięte pieści i krzyczeć na przechodniów.
Świetnie przewodnik, który zapewnił ciekawe informacje na temat zabytków miasta.
Sami musicie stwierdzić czy warto pojechać do Dublina.
Moim zdaniem warto!
Zapraszam do polubienia mnie na Facebooku lub google+, dziękuję za odwiedziny:)
Weekend w Dublinie to bardzo dobry pomysł na niezapomnianą wycieczkę.
Nie każdemu Dublin się podoba, mnie za to zaskoczył.
Zachwyca architekturą, można podziwiać zabytki zarówno mające po kilkaset lat, jak i bardzo nowoczesne budowle.
Przyzwyczajona jestem do kultury śródziemnomorskiej, a to był mój pierwszy styk z kulturą anglikańską.
Od razu człowiek spostrzega, że Dublin tętni życiem i nie pozwala nudzić się nikomu. Ilość pubów może przerazić.
Jedyne co mnie wkurza, to ruch lewostronny. Prawie cały świat jeździ po prawej stronie, oni sobie wymyślili, że będą jeździć po drugiej. Zupełnie bez sensu. To całkowicie nienaturalne. Na każdym przejściu dla pieszych, mój mąż mnie łapał, bo patrzyłam w złą stronę.
Miasto najlepiej zwiedza się pieszo, pozwala to na uniknięcie korków i na podpatrzenie życia kosmopolitycznego miasta.
Nasze zwiedzanie zaczęliśmy spacerem brzegiem Liffey i jej sławnego mostu Ha’penny, który jest jednym z najstarszych żelaznych mostów na świecie. Na początku nazywał się mostem Wellingtona, a dziś jego oficjalna nazwa to most Liffey. Nazwa Most Półpensowy wzięła się od wysokości opłaty pobieranej za przekroczenie mostu.
Następnie ruszyliśmy w najlepsze miejsce Dublinu czyli okolice Temple Bar.
Temple Bar jest dzielnicą imprezową, mieści się tutaj ponad 600 pubów.
W każdym pubie zostajemy ugoszczeni przepysznym Guinnessem. Wąskie uliczki Temple Bar przypominają mi swoim klimatem czeską Pragę. Tutaj różnoracy artyści dają wyraz swojej twórczości.
W następny dzień, zaczynamy szwędać się po centrum miasta. Pogoda nam nie dokucza, raczej sprzyja.
Jedną z ładniejszych ulic jest Grafton Street, najbardziej znany deptak dubliński.
Ciągnie się on od St. Stephen's Green na południu, do College Green na północy.
Znajdują się tu liczne ekskluzywne sklepy. Ulica przyciąga wielu artystów amatorów. No i zawsze pełno tutaj grajków.
Na końcu Grafton Street znajduje się pomnik Molly Malone, bohaterki jednej z najbardziej znanych piosenek irlandzkich, nieoficjalnego hymnu Dublina. Piosenka opowiada historię o pięknej dziewczynie, która sprzedawała ryby na ulicach Dublina, a w ciągu nocy była prostytutką. Umarła młodo z powodu febry. Pomnik Molly Malone został wzniesiony w roku 1987 z okazji obchodów pierwszego tysiąclecia istnienia miasta, a 13 czerwca (data śmierci Molly) ogłoszono Dniem Molly Malone.
Autorką pomnika jest Jeanne Rynhart. Pomnik jest jednym z najczęściej fotografowanych miejsc turystycznych w Dublinie. Malone to bardzo popularne nazwisko w Irlandii.
Po drugiej stronie Grafton Street, na południu znajduje się park St. Stephen’s Green. Warto spędzić trochę czasu w tym parku choćby na lunch.
Warto wstąpić do Trinity College, najsławniejszej irlandzkiej uczelni wyższej, założonej przez królową angielską Elżbietę I, której absolwentami byli m.in.: George Berkley, Thomas Moore, Oscar Wilde i autor powieści „Dracula” Bram Stoker. Turystów przyciąga wystawa ukazująca powstawanie średniowiecznych manuskryptów i dwie najpiękniejsze księgi: Book of Kells i Book of Durrow. Starą Bibliotekę wypełniają piętrzące się na półkach pod sam sufit księgi, warto zwrócić uwagę na harfę króla Briana Boru, która stała się wzorem dla herbu Republiki Irlandii. Biblioteka College'u Świętej Trójcy jest największą w Irlandii i słynie ze swoich wyjątkowych zbiorów. Zawiera 4, 5 miliona książek, w tym około 30 tysięcy nowych serii wydawniczych oraz znaczących egzemplarzy manuskryptów, map i nut.
Warto wiedzieć, że była pierwszą uczelnią w Irlandii jak i w Brytanii, która zezwoliła na nauczanie kobiet. Pierwsze studentki pojawiły się w ławach uczelni w roku 1904. W 30 lat później zatrudniono na stanowisko wykładowcy pierwszą kobietę z tytułem profesorskim.Parę klimatycznych zdjęć z centrum
Dublin jest niezwykłym miastem pod względem ilości katedr. Zazwyczaj status katedry przyznaje się jednej świątyni, tu mamy ich aż dwie. Katedra Chrystusowa jest starsza, zatem tutaj mieli być mianowani nowi Arcybiskupi i odbywać się miały ważne uroczystości, według dekretu z 1300 roku. Nie zawsze był przestrzegany. Położona jest przy Dame Street. W Katedrze znajduje się słynny grobowiec średniowiecznego normandzko-walijskiego rycerza i arystokraty, Strongbowa.
Katedra św. Patryka z 1190 r. (odbudowana po zniszczeniach w XIX w.)jest nazywana natomiast Katedrą Narodową. Jest drugą z dublińskich katedr, jej korzenie związane są z patronem Irlandii św. Patrykiem. Według legendy św. Patryk chrzcił tu nawróconych pogan, ale najsłynniejszą osobą związaną ze świątynią był Jonathan Swift, pełniący tu w XVIII w. funkcję dziekana.
Na pewno ważnym miejscem w Dublinie, które warto zwiedzić jest Więzienie Kilmainham. To tutaj w 1916 roku zostali straceni przywódcy irlandzkiego Powstania Wielkanocnego. Nie wiem czy pamiętacie film "W imię ojca" z Danielem Day Louisem, to właśnie tu nakręcono ten film.
Każdy turysta chcący wysłać pozdrowienia z wakacji zauważy, że popularna jest tu kartka przedstawiająca różnokolorowe drzwi wejściowe.
The Doors of Dublin sa jednym z symboli tego miasta. Wystarczy pójść na plac Fitzwiliam, gdzie można zrobić sobie zdjęcie słynnych georgiańskich drzwi. Kolorowe dublińskie drzwi zdumiewają, olśniewają, przykuwają uwagę i rozweselają.
Skąd pomysł na kolorowe drzwi w Irlandii? Są dwie historie ale nie wiem która jest prawdziwa. Jedna mówi, że gdy brytyjska królowa Wiktoria umarła, Irlandczykom na znak żałoby kazano pomalować drzwi na czarno. Irlandczycy stwierdzili, że to dla nich żaden powód do żałoby i postanowili pomalować drzwi we wszystkich kolorach tęczy. Druga mówi że Irlandki miały dość tego, ze ich pijani mężowie nie potrafili wrócić do swojego domu tylko omyłkowo szli do domu sąsiadki, by temu zapobiec postanowiły pomalować drzwi na jaskrawe charakterystyczne kolory tak aby mąż dobrze pamiętał, który jest jego dom. Bardzo podobał mi się ten georgiański aspekt stolicy.
Jeżeli pogoda Wam dopisuje, obowiązkowo należy zaliczyć "Viking Splash Tours". Istnieje wiele sposobów na poznanie miasta, a ten jest świetnym sposobem na zwiedzanie Dublina. Na czym polega owa atrakcja ? Wsiadamy do łodzi, która wozi nas po całym mieście a następnie wjeżdża do Grand Canal Doc. Każdy z nas musiał nosić kamizelki ratunkowe i kapelusz Wikingów. Na początku możesz czuć się śmieszne ale później wszystko staje się obojętne. Nasz przewodnik, czyli facet z największym chełmem – kazał nam ciągle wznosić w górę zaciśnięte pieści i krzyczeć na przechodniów.
Świetnie przewodnik, który zapewnił ciekawe informacje na temat zabytków miasta.
Sami musicie stwierdzić czy warto pojechać do Dublina.
Moim zdaniem warto!
Zapraszam do polubienia mnie na Facebooku lub google+, dziękuję za odwiedziny:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)
©
Kalejdoskop Renaty | All rights reserved.